Ostatni dzień w Polsce był najlepszy. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć, bo nawet się nie spodziewała tego, co się wydarzyło. Nastawiłam się głównie na pożegnanie z rodziną i udawanie, że pół roku to przecież niewiele i bez problemu wytrzymam bez tych wszystkich ludzi, których widywałam codziennie.
Rano pojechałam z Mamą do biura, żeby przy okazji pozałatwiać w centrum kilka spraw, zrobić ostatnie zakupy przed wyjazdem i pospacerować po słonecznej Częstochowie, żeby wypróbować nowy aparat. Około 16 zadzwonił do mnie mój przyjaciel. Pogadaliśmy chwilę o głupotach. Jaś opowiadał, że ma dużo roboty, bo własna firma to spora odpowiedzialność i cały dzień gdzieś jeździ po Krakowie przez co jest bardzo zabiegany. Rozłączyliśmy się. Miał zadzwonić jak będzie miał spokojniejszą chwilę. Nie zadzwonił.
Nie zadzwonił, bo 30 minut później razem z resztą moich przyjaciół pojawił się w drzwiach biura. Spędziliśmy cały dzień robiąc wszystko to, co zawsze robiliśmy w Krakowie, kiedy tam jeszcze mieszkałam. Zjedliśmy razem obiad, pojechaliśmy pogadać z mechanikiem o samochodzie, spacerowaliśmy, a nawet zajrzeliśmy na wernisaż wystawy naszej koleżanki.
|
Hello Jaś! |
|
Hello Gio! |
|
Gio i mała Tapczi :3 |
|
Zespół pożegnaniowy w całości :D |
|
Zosia Pałucha. Zosia jest mega zdolna! |
kontakt: hello@aniabloma.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz